W Polsce liczba kierowców pracujących dla Ubera i Bolta wynosi od 80 do 100 tysięcy. Ich głównym problemem jest spadek wynagrodzenia za każdy przejechany kilometr. Jeszcze rok lub dwa lata temu, po odliczeniu prowizji firm, otrzymywali średnio 2,5-3 zł za kilometr. Obecnie kwota ta wynosi jedynie 1,5-2 zł, a same prowizje są zmienne i nieprzewidywalne.
Według protestujących klient płaci wysoką cenę za przejazd, jednak znaczna część tej kwoty trafia do pośredników, a nie do kierowców. Dodatkowo każdy kierowca musi opłacić podatki, składki na ZUS, VAT, ryczałt, a także koszty utrzymania pojazdu, paliwa oraz napraw.
Obowiązujące w niektórych miastach stawki minimalne za kurs są znacznie wyższe niż te oferowane przez platformy. Dla przykładu, w Gdańsku minimalna stawka to 9 zł za "start" i 4 zł za każdy przejechany kilometr, co oznacza, że nawet najkrótszy kurs powinien kosztować 13 zł netto. Tymczasem kierowcy Ubera i Bolta często otrzymują jedynie 5 zł za przejazd, a to jeszcze przed odjęciem podatków i innych kosztów. Takie warunki są dla nich nie do zaakceptowania.
ZOBACZ TAKŻE: Kultowa kładka na Zaspie zostanie przebudowana - wkrótce ruszą prace
Strajkujący domagają się wprowadzenia minimalnych stawek zgodnych z oficjalnymi przepisami oraz obniżenia prowizji pobieranych przez Ubera i Bolta. Podkreślają, że ich praca jest kluczowa dla funkcjonowania miejskiego transportu, a obecne warunki zmuszają ich do pracy poniżej opłacalności.
ZOBACZ TAKŻE: Walka z nielegalnymi wyścigami w Gdańsku – grupa SPEED w akcji